Co prawda nigdy nie sadziłam ziemniaków, ale kilka razy uczestniczyłam w obowiązkowych wykopkach: ciężarówka z ławeczkami na "pace" zabierała całą moją klasę i harowaliśmy do wieczora. Wcale nie pamiętam, abyśmy krajobrazy wówczas podziwiali.
Ja kiedyś też byłam na takich wykopkach, ale dla mnie to była frajda, bo to nie obowiązek był... Inne dzieci jakoś nie pałały takim entuzjazmem. ;) I byłam też kiedyś na żniwach i sianokosach... Dla mnie, to były ekstra doświadczenia, bo w mieście takich akcji nie było.
No właśnie, akcje to w miastach właśnie były (o ten sojusz robotniczo-chłopski chodziło)! Tylko, że to było trochę wcześniej... jakieś pół wieku temu, z dobrym okładem.
Ja w mieście też miałam akcje - usuwanie trawy, mchu i wszelkiego badziewia wokół stadionu, który należał do mojego klubu. Rany, wyglądaliśmy jak pajace, w dresach, z łopatami, grabiami... ;)
Wszystkie zdjęcia prezentowane na tym blogu są moja własnością. Kopiowanie oraz wykorzystywanie ich bez mojej zgody jest zabronione. (Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 04.02.1994r.Dz.U.Nr 24, poz. 83).
4 komentarze:
Co prawda nigdy nie sadziłam ziemniaków, ale kilka razy uczestniczyłam w obowiązkowych wykopkach: ciężarówka z ławeczkami na "pace" zabierała całą moją klasę i harowaliśmy do wieczora.
Wcale nie pamiętam, abyśmy krajobrazy wówczas podziwiali.
Ja kiedyś też byłam na takich wykopkach, ale dla mnie to była frajda, bo to nie obowiązek był... Inne dzieci jakoś nie pałały takim entuzjazmem. ;) I byłam też kiedyś na żniwach i sianokosach... Dla mnie, to były ekstra doświadczenia, bo w mieście takich akcji nie było.
No właśnie, akcje to w miastach właśnie były (o ten sojusz robotniczo-chłopski chodziło)! Tylko, że to było trochę wcześniej... jakieś pół wieku temu, z dobrym okładem.
Ja w mieście też miałam akcje - usuwanie trawy, mchu i wszelkiego badziewia wokół stadionu, który należał do mojego klubu. Rany, wyglądaliśmy jak pajace, w dresach, z łopatami, grabiami... ;)
Prześlij komentarz