niedziela, 1 lutego 2009

Kuchnia...



Nie mam czasu na bale, nie mam czasu odpoczywać (chociaż podobnie jak Puma, zdarza mi się mieć poczucie relaksu właśnie w kuchni), więc w karnawale chociaż faworki niech o nim przypomną. :)

To chyba najprostszy przepis: żółtka, piwo, mąka, cukier zwykły i puder, tłuszcz do smażenia.
6 żółtek
piwa objętościowo tyle ile żółtek
mąki tyle ile zabierze ciasto (mnie "weszło" ok. 400g)
płaska łyżka cukru

Ze składników zagnieść sprężyste ciasto. Włożyć do miseczki i przykryć folią. Odkrawać po kawałku, wałkować jak najcieniej. Tu przypominają mi się słowa mojej prababci, według której dobrą gospodynię poznaje się po tym, że wałkowany placek zawsze jest okrągły. Mój NIGDY nie jest. ;)
Placek kroić w paski, na środku każdego paska przecinać, przewijać, odkładać na ściereczkę, a drugą przykrywać. Kiedy już wyrobimy cale ciasto należy zabrać się za smażenie. W tym roku użyłam oleju rzepakowego. Olej mocno rozgrzać w największej patelni jaką mamy, smażyć szybko, ale pilnować żeby znowu nie było za szybko, bo faworki jak i tłuszcz będą ciemnieć.
Odkładać na talerze, a gdy ostygną posypać cukrem pudrem.

Z podanej ilości wyszło mi ok. 100 faworków, co wcale nie jest jakąś nieprzejadalną ilością. ;)

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Mi dziś nic się nie chce, nawet w kuchni siedzieć... Faworki bajeczne ! :)

ma.ol.su pisze...

Pycha. Ale okropnie dużo roboty (jak dla mnie).