środa, 18 czerwca 2008

Warszawa...



Tak, to Warszawa. Wzrusza mnie ten widok.
To chyba jedno z ostatnich gospodarstw na Białołęce. Trzyma się dzielnie, gdy wokół rosną kolejne osiedla. Kiedyś (zimą) na tym polu znalazłam ścieżkę wydeptaną przez sarny. Teraz też jest, ale mniej widoczna. Wiosną urzędują tam bażanty.
Nie chcę wieżowców na Białołęce, przeraża mnie degradacja środowiska, brak szacunku dla natury, dla żyjących tu odwiecznie zwierząt...

3 komentarze:

ma.ol.su pisze...

Daleko ode mnie na Białołękę. Ale ja także nie chcę tam wieżowców. Ani innej zabudowy.
Chcę, aby pozostawiono stan obecny, z tymi sarnami i bażantami.

Może, jeżeli wszyscy zaczniemy krzyczeć, to pozostawią (ONI) środowisko nienaruszone?
Dla dobra nas wszystkich.

Karska pisze...

Niestety wątpię. :(
Tutaj ziemia idzie jak świeże bułeczki, blok za blokiem, osiedle za osiedlem... Jeszcze cztery, pięć lat temu było tu pustkowie, nieużytki pełne ptactwa, zajęcy, jeży, saren... teraz tysiące ludzi z tysiącem dzieci. Miała być "Zielona Białołęka", a jest lub zaraz będzie "betonowa". :(

Anonimowy pisze...

Popieram, precz z degradacją środowiska...