sobota, 14 czerwca 2008

Koty...



Bandziorno.
Kiedyś przychodził do nas kot - Bury. Najpierw to była skóra i kości, a po paru miesiącach piłka na krótkich nóżkach. :) Najpierw nieufny, w ogóle nie wchodził na teren gdy widział człowieka. Z czasem przyzwyczaił się do naszej obecności, aż w końcu o stałych porach domagał się wystawienia misek. To był wolny, doświadczony życiem kocur. Tolerował naszą bandę, chyba tylko dlatego, że uważał ich za "nieszkodliwych", a banda patrzyła na niego jak na "ufo". :)
Bury pewnego roku przestał przychodzić... A teraz zagląda do nas Bandziorno, który na 100% jest potomkiem Burego. :)

4 komentarze:

ma.ol.su pisze...

Skoro to następca Burego to słusznie po tatusiu miejsce (to znaczy miska) u Was mu się należy.

Wygląda interesująco, stosownie całkiem do imienia.

Karska pisze...

To bardzo fajny kotek. W zeszłym roku był z niego taki fajny młodzian-podrostek, a teraz prawdziwy Bandziorno, kierownik okolic. :) Nie daje zbytnio do siebie podejść, ale widać że żyje wśród ludzi, bo odchodzi tylko kawałek żeby być w odpowiednim dystansie i odpowiada miałkinięciami.

Yacek pisze...

czyli odwiedza Cie juz drugie pokolenie kocie :)
Kocham te zwierzęta :)

Karska pisze...

Tak, to przynajmniej drugie pokolenie.
Ja też uwielbiam koty, są mi bardzo bliskie.